A najgorzej, jak zwykle, mają ci, po ludzku, ostatni. Słudzy. Którzy nie dość, że „urobieni po pachy” podczas weselnej uczty, mają dodatkowo realizować jakieś absurdalne kaprysy gości. Co myślą? Co czują? Nie wiemy. Ale wątpię, żeby z entuzjazmem podśpiewywali sobie pod nosem dźwigając kolejne naczynie z wodą i wlewając je do kamiennej stągwi.
Ostatecznie jednak, to oni pierwsi widzą cud. Niczym pasterze u żłóbka. I tu, i tam w tle Niewiasta. Nawet jeśli więc wydaje ci się, że jesteś ostatni z ostatnich i robisz najbardziej bezsensowne rzeczy pod słońcem rozejrzyj się, czy nie ma Jej w pobliżu. A nawet jeśli Jej nie widzisz, to zawierz Jej te sprawy, a doświadczysz cudu usensownienia i przemiany…