Ważna zasada z dziedziny „metafizyki tańca”: „Żeby przełożyć muzykę na taniec, to trzeba ją wziąć w siebie, do środka, i dopiero potem można ją przerobić na ruch”.
Dzisiejsze czytania są właśnie o takim muzykowaniu i tańczeniu, a po prawdzie to o braniu do serca i przekładaniu na czyn – Izajasz przepowiada słowa, które warto przerobić na czyn; Paweł pisze o tych, którzy przetłumaczyli powołanie na świętość; Jan zaświadcza, że i do niego zostało skierowane słowo o Mesjaszu, że wziął je do siebie, że je przerobił i że oto teraz może wskazać na Jezusa.
Pytanie na dziś mogłoby być takie: Jakie słowo bierzemy do siebie, jako “muzykę”? Czy da się ją przełożyć na jakiś radosny, Boży taniec?